Jolanta Skrobowska

radca prawny

Interesuję się sprawami, które związane są ze wsparciem osób fizycznych, głównie w obszarze prawa cywilnego i prawa rodzinnego. Jako prawnik rodzinny zajmuję się zagadnieniami małżeństwa, partnerstwa, rodzicielstwa, edukacji oraz wsparcia osób niepełnosprawnych.
[Więcej >>>]

Konsultacje online Sklep

O syndromie „kochania za bardzo”

Jolanta Skrobowska25 listopada 2019Komentarze (0)

Bywam psychologiem, choć nim nie jestem z wykształcenia. Nie mam kozetki, nie znam się na psychoanalizie, jednak umiem słuchać – i nie udzielam „dobrych rad”. Taki ze mnie „prawnikolog”. Jakoś ostatnio dużo w mojej pracy psychologii, stąd pomysł na dzisiejszy wpis.

Pan X jest mężem Pani X. Są razem od kilkunastu lat. Zbudowali dom, mają dzieci, psa, kota, samochody. Pan X ma też hobby. Lubi kobiety. Traci dla nich głowę, pieniądze i czas.

Pani X wie o słabości małżonka. Dowiedziała się kilka, a może kilkanaście lat temu. Na początku bolało, była u prawnika, psychoterapeuty, była u księdza, przyjaciółki.

Dała Panu X drugą szansę. Po jakimś czasie dała mu trzecią szansę. Życie toczy się dalej.

Dłonie pary ludzi z napisem forever

„Każdemu trzeba dać szansę.”

– mówi Pani X.

Ta prosta historia toczy się w Warszawie. Pan i Pani X są prawdziwymi ludźmi. Spotkałam ich na swojej zawodowej drodze.

Zanim zaczniesz oceniać tych ludzi, powiem tylko, że takie historie zdarzają się często. Może za często…

Mimo bólu, ran, braku perspektyw kobieta (czasem mężczyzna) tkwi w związku, który gaśnie, albo taki którego już nie ma – jest tylko struktura.

Dlaczego zostają i żyją z partnerem kłamcą, bawidamkiem, oszustem? 

Mówią, że z miłości. Przysięgają, że ich miłość nie przeminęła.

Ta nienormalna miłość ma w psychologii swoją nazwę – jest…

Syndromem „kochania za bardzo”

Objawia się on lękiem przed samotnością, obsesją porzucenia i odrzucenia, poczuciem winy.

Osoby cierpiące na tę przypadłość, nie są świadome, że tak naprawdę nie kochają, tylko są uzależnione od partnera, który jest ich nałogiem. Zatracają się w iluzji związku, poświęcają się dla osoby, która wykorzystuje taką postawę.

Okrutny, obojętny lub przewrotny partner staje się (…) narkotykiem – kimś, kto pozwala oddalić się od własnego, niespokojnego wnętrza, kto przynosi chwile ulgi i oszołomienia, kimś, bez kogo coraz częściej nie sposób się obejść. Lecz jednocześnie ten sam człowiek jest źródłem innych męczarni, toteż uzależnienie się szybko przybiera postać nałogu.

Zostać sama ze sobą to straszne! To dużo gorzej niż znosić od kogoś (…) upokorzenia! Bo zostać ze sobą to wydać się na pastwę jątrzącego bólu, na który składa się nie tylko przeszłość, ale i aktualny stan rzeczy.*

Czy można pomóc komuś kto tak kocha? 

Nie można, jeśli on sam tego nie chce.

Jeśli chce – to znajdzie terapeutę, a potem prawnika. Spotkamy się – pomogę.

Do pewnych rzeczy, Drogi Czytelniku, trzeba po prostu dojrzeć. Świadomość uzależnienia i nienormalności stanu, w którym się tkwi, to pierwszy – w mojej opinii najważniejszy krok do zdrowienia. Potem następuje decyzja. Dalej walka o siebie.

Dalej – już z górki – odzyskiwanie przestrzeni, odkrywanie własnej wartości.

O tym czy lepiej Pani X będzie z Panem X czy bez niego musi zadecydować Ona sama.

Prawnik od rozwodów zrobi resztę…

* Fragment książki Robin Norwood „Kobiety, które kochają za bardzo”.

***

Poczytaj też:

Rozwód to nie wstyd!

Szybki rozwód

Odpowiedź na pozew rozwodowy

Zdjęcie by Gabby Orcutt

Opieka a alimenty

Jolanta Skrobowska20 listopada 20193 komentarze

Opieka a alimenty - matka na wózku i córkaPewna Mama wymyśliła sobie, że nie chce już mieszkać sama. 

Mama miała syna – Piotrusia. 

Piotruś w zasadzie już nie był Piotrusiem Mamusi, tylko Piotrem. A ten Duży Piotr od kilku lat był z Mamą nieco skonfliktowany. 

Nie chciał więc zamieszkać z Mamusią dobrowolnie, choć ona prosiła i groziła…

Mama wpadła więc na pomysł! 

Skoro wychowałam Piotrusia, to musi on teraz zająć się mną! 

I… taki też wniosek zawarła w pozwie skierowanym do sądu. 

Jednym słowem, pozwała swojego syna i wniosła o nakazanie mu zamieszkania razem z nią i zapewnienie jej pielęgnacji w chorobie. 

Jaki był finał historii?

Sprawa trafiła aż do Sądu Najwyższego, bo historia jest prawdziwa. 

Mama Piotra myślała, że skoro z przepisów wynika obowiązek alimentacyjny dzieci względem rodziców, to jej syn powinien się nią zająć, szczególnie, że znajdowała się w niedostatku.

[O niedostatku możesz przeczytać tutaj: https://prawnik-rodzinny.com.pl/niedostatek/ ]

Sąd Najwyższy miał jednak odmienny pogląd na sprawę

W wyroku w niniejszej sprawie wskazał, iż nie można nikogo zmusić do wykonywania obowiązku alimentacyjnego w określony sposób.

Realizacja bowiem tego obowiązku może polegać na dostarczaniu środków utrzymania i wychowania w formie świadczeń pieniężnych bądź w formie świadczeń w naturze. Wybór formy należy do uprawnionego.

Jednak reguła ta dotyczy wykonywania obowiązku alimentacyjnego względem dziecka. 

Wykonanie obowiązku alimentacyjnego względem innego uprawnionego niż dziecko (np. rodzica – i naszej Mamy), które nie jest w stanie utrzymać się samodzielnie, może przybrać taką postać tylko wyjątkowo – i to w stanie faktycznym wskazującym na realną możliwość podjęcia przez zobowiązanego osobistych starań, mających na celu utrzymanie uprawnionego.

Przeczytaj także: Chcę płacić alimenty!

Z uwagi na to, że Piotr i jego Mama „nie dogadywali się”, spełnienie żądania Mamy byłoby wymuszeniem zachowania jej syna. On sam przecież nie chciał mieszkać z mamą. Gdyby chciał, nie byłoby sprawy… 

Realnej możliwości podjęcia osobistych starań co do utrzymania Matki ze strony syna jednak nie było.

Wniosek jest więc jasny…

Zobowiązany do alimentów ma możliwość wykonywania obowiązku alimentacyjnego w inny sposób niż dostarczenie środków pieniężnych uprawnionemu. Jednak sąd nie może zmusić do osobistego starania o utrzymanie uprawnionego do alimentów. 

Takowe zobowiązanie jest niedopuszczalne.

Ponadto niemożliwe jest wyegzekwowanie obowiązku alimentacyjnego na rzecz matki poprzez zmuszenie dziecka do zamieszkania z nią i zapewnienia jej pielęgnacji w chorobie.

Trochę to smutne, trochę życiowe, a trochę też rozsądne.

Poza wszystkim – nie potrafię sobie wyobrazić tej rodziny po odmiennym wyroku. A tak – jest szansa, że strony się pogodziły…

Dalszego ciągu tej historii nie znam jednak, niestety…

***

Zachęcam Cię także do odwiedzin bloga spadkowego Zachowek bez tajemnic mojej koleżanki, mec. Katarzyny Pluty.

Zdjęcie: Dominik Lange

Niedostatek

Jolanta Skrobowska18 listopada 2019Komentarze (0)

niedostatek - para ludziNiedostatek to dość oczywiste pojęcie. Rozumiemy je intuicyjnie. Potocznie przez niedostatek rozumiemy biedę, niewystarczająca, niedostateczna ilość czegoś (np. pieniędzy czy jedzenia).

W świetle przepisów prawnych warto jednak doprecyzować to pojęcie, po to by było jasne co tak naprawdę rozsądny ustawodawca miał na myśli tworząc daną normę prawną, nawiązującą do tego terminu, a którą teraz stosujemy w praktyce ☺

O niedostatku jest mowa w przepisach kodeksu rodzinnego i opiekuńczego

Będąc w niedostatku możesz po rozwodzie ubiegać się o alimenty od drugiego małżonka. Niedostatek jest także przesłanką dochodzenia alimentów od dzieci, wnuków i innych członków rodziny.

Stan niedostatku zachodzi nie tylko gdy osoba uprawniona nie ma żadnych środków utrzymania, ale już wtedy, gdy nie ma ona możliwości zarobkowych i majątkowych pozwalających na pełne zaspokojenie jego usprawiedliwionych potrzeb. 

Innymi słowy, ktoś pozostaje w niedostatku nie tylko gdy już nie ma za co żyć, ale także gdy wprawdzie na niskiej stopie życiowej egzystuje, jednak jego perspektywy na poprawienie położenia są zasadniczo beznadziejne. Może bowiem, mimo najlepszych chęci, nie być w stanie zarobić na swoje usprawiedliwione potrzeby, takie jak utrzymanie

W pierwszej kolejności wskazać tu należy osoby chore, które z powodu choroby niezdolne są do pracy, ale także osoby w podeszłym wieku, które nie są w stanie również podjąć zatrudnienia. W niedostatek można także popaść na skutek braku odpowiednich kwalifikacji do podjęcia danego zatrudnienia, przy jednoczesnym dobrym zdrowiu – ale to są przypadki rzadkie.

Ważna jest tu jednak nie tylko możliwość zarobkowania, ale także to, że osoby, o których piszę nie mają majątku, który umożliwiłby im funkcjonowanie.

A jeśli ktoś jest winny swojej sytuacji?

Jednym słowem – działa tak, by popaść w niedostatek, bo mu się na przykład do podjęcia pracy nie śpieszy … Wiem, wiem – to się wydaje niemożliwe, ale takie sytuacje także się zdarzają!

Jeśli ktoś specjalnie nie pracuje i to doprowadza go do wspomnianego wcześniej stanu (biedy), to…

Nie będzie mógł liczyć na przychylność prawa – i sądu także! ☺

***

Poczytaj też:

Zdjęcie – Toa Heftiba

Rozwód! Co z psem?

Jolanta Skrobowska14 listopada 20192 komentarze

Rozwód co z psem - pies wygląda przez oknoDo dzisiejszego wpisu zmotywowała mnie znajoma, która ma psa. 

Pies nie jest szczególnie wartościowy, jeśli chodzi o majątek pary. Nawet ona mówi, że to „zwykły burek”. 

Jednak ten pies jest wyjątkowy – jest ukochanym psem swojej pani i jej męża. 

Para za chwilę się rozwiedzie. Wszystko już prawie ustalone – udało się osiągnąć kompromis. Nie ma dzieci. 

Majątek w miarę szybko podzielą, bo to nie jest dla nich problem. Wydaje się, że rozwód będzie szybki. 

Jest jednak ukochany pies. I o tego psa zaczyna się właśnie walka. 

Bo i ona chce psa i on też

Co teraz będzie?

Przyznam się, że po raz pierwszy spotykam się z taką sytuacją. 

Oczywiście nie raz już widziałam ludzi, którzy rozstawali się mając zwierzęta domowe, ale przeważnie ze zwierzakami nie było problemu. 

Małżonkowie dogadywali się z kim zostaje pupil. Jeśli już pojawiał się problem to raczej w kwestii kto weźmie psa czy kota po rozwodzie, bo nikt nie chciał. 

Przeczytaj też: Zmiana nazwiska po rozwodzie

Zdarzyło się kiedyś nawet, że mąż „uprowadził psa” na tydzień, ale chyba niezbyt dobrze było mu z pupilem, bo bardzo szybko pies został przywiązany do drzwi dawnego wspólnego mieszkania, w którym teraz mieszkała była już żona porywacza.

Czytałam, że spór o psa prowadziła ze swoim byłym mężem Anja Rubik, a Johnny Depp nie chciał oddać swojej młodej, byłej już żonie Amber Heard, dwóch ukochanych psiaków: Pistola i Boo.

W rodzimych realiach różnie bywa z kwestiami podziału opieki nad zwierzętami. 

Piszę oczywiście o sytuacji, gdy pies należy do obydwojga małżonków. 

Przepisy tak naprawdę nie regulują tej kwestii w sposób jasny. Przeważnie sąd traktuje psa jak rzecz i przyznaje go jednemu małżonkowi w ramach podziału majątku wspólnego.

Oczywiście pies rzeczą nie jest. 

Słyszałam nawet, że psy po rozstaniu właścicieli miewają depresje, ogólnie źle znoszą tę nieprzyjemną sytuację. Są żywymi istotami, czują.

Warto pomyśleć o tym, że zwierzę to nie przedmiot, że może cierpieć z powodu rozstania z właścicielem. 

Często więź z jednym z małżonków jest większa niż z drugim. Bywa, że tam, gdzie są dzieci – to więź między nimi a zwierzakiem jest największa. 

Czasem zwierzak przywiązuje się po prostu do konkretnego domu. Kota warto zostawić tam, gdzie mieszkała rodzina, jeśli któryś z małżonków tam zostaje. 

Rozwiązań jest wiele i choć to nie łatwe, na pewno, warto się dogadać.

A na zdjęciu powyżej, dumnie prezentuje się mój ukochany pies

***

Jeśli jesteś hodowcą psów to zachęcam Cię do odwiedzin bloga mojej koleżanki, pani mec. Agnieszki Łyp-Chmielewskiej pt.: Psi Paragraf.

Przeczytaj też: Odpowiedź na pozew rozwodowy

 

Lubię podróżować. Najlepiej idą mi z przyjaciółkami – tzw. „babskie wyjazdy” ☺

Włóczymy się do upadłego, chłonąc każdy szczegół nowego miejsca, zwiedzamy, podziwiamy i jemy.

Ponieważ są to przeważnie krótkie wypady (każda z nas ma zobowiązania zawodowe i rodziny), staramy się by były to wycieczki częste i tanie. Organizujemy je zawsze same, a polega to na tym, że kupujemy najtańszy możliwy bilet (w tzw. tanich liniach lotniczych), a potem zastanawiamy się nad resztą. 😉

Poruszona pięknem świata, po jednej z takich podróży zapragnęłam pokazać uroki życia zagranicznego moim najstarszym dzieciom i …. rzuciłam pod koniec kwietnia wyzwanie: 

Jak na świadectwach będą czerwone paski, to polecimy do Rzymu!

Wyzwanie było niczego sobie, bo:

  1. Oceny w kwietniu były dalekie od wzorowych …;
  2. Moja deklaracja o przyszłej podróży wynikała z faktu, iż znałam owe oceny, jak również ogólne nastawienie do nauki własnych dzieci;
  3. Entuzjazm wywołany właśnie odbytą podróżą przysłonił mi nieco zdroworozsądkowe myślenie 😉
  4. Dzieci miały chyba podwójną (zwiększoną) motywację, bo samolotem nigdy nie leciały.

I tak minęły dwa miesiące. Od czasu do czasu dzieci coś pobąkiwały o swoich staraniach o lepszą szkolną średnią. Życie jednak toczyło się tak jak zwykle. Moja czujność została uśpiona 😉

Aż któregoś czerwcowego popołudnia latorośle, wyjątkowo zgodnie, zapytały:

Mamo – no to kiedy lecimy do tego Rzymu? Czerwone paski na świadectwach będą!

No i tak w październiku znalazłam się z dziećmi w Rzymie. Bo ja słowa dotrzymuję ☺

Zasada ograniczonego zaufania - Rzym

Schemat podróżowania ten sam – tanie linie lotnicze – 3 dni zwiedzamy – powrót.

Nie wiem jak to możliwe, ale przeczołgałam dzieci przez Wieczne Miasto, pokazując im 2/3 z zakupionego wcześniej przewodnika. Nie do końca były zadowolone z tak intensywnej wycieczki – ale ja – matka moich dzieci – spełniłam swe zadanie! 😉

Wycieczka byłaby nawet tania i absolutnie miła, gdyby nie 50 euro kary, którą przyszło mi zapłacić ostatniego dnia.

Nie wiem czy wiesz, że w słonecznej Italii w pociągu przewoźnika Trenitalia kursuje ekspres z głównego dworca Rzymu – Roma Termini na lotnisko Fumicino. 

Bilety na pociąg należy kupić, skasować i udać się do pojazdu, który zabiera podróżnych wprost na miejsce. Proste – prawda?

Zakup biletów jest bajecznie prosty – wprawdzie nie ma kasy i kasjera – bilety kupuje się w automatach. Przy każdym jednak automacie stoi obsługa i pomaga zagubionym podróżnym kupić właściwy bilet.

W moim zakupie asystowało nawet AŻ 2 osoby z obsługi. Państwo byli bardzo pomocni – zapytali mnie o to czy chcę płacić kartą czy gotówką, ile chcę biletów i w jakim wieku są dzieci. Pełen profesjonalizm – i to w angielskiej wersji językowej.

Bilety zostały nabyte, skasowane i wrzucone do plecaka.

Wsiedliśmy do pociągu, ów ruszył, a my po 30 minutach zostaliśmy poproszeni o pokazanie biletów. Kontrola.

No i tu skończyła się ta bardziej miła część historii.

Groźna włoska kontrolerka poprosiła o bilety i o dowody dzieci. I ciach! Nie mamy jednego biletu! Ona nie mówi po angielsku! 50 euro kary!

I nic nie pomogło tłumaczenie i opowieści historii o obsłudze, o braku profesjonalizmu, o tym, że przecież taki bilet mi wydano! 

Liczyło się jedno – z regulaminu wynika, że do 12 roku życia dzieci podróżują za 0 euro, a następnie płacą tyle ile płaci dorosły. (Mój syn ma 13 lat).

A jeśli  te duże nie mają biletów takich jak mieć powinny – ich rodzic płaci karę … plus cenę biletu.

Czasu nie było na dłuższe tłumaczenia, więc dziś jestem 50 euro na minusie. Mam poczucie włoskiej głupoty i obiecałam sobie, że następnym razem z obsługi pseudo profesjonalnej nie skorzystam!

Na samolot zdążyliśmy! ☺

Lekcje jakie wyciągnęliśmy z tej historii są następujące:

– Nie ufaj bezgranicznie „profesjonalnej obsłudze”, bo nigdy nie wiesz na ile ten „profesjonalizm” odpowiada rzeczywistości.

– Włosi nie znają angielskiego – a nawet jeśli by biegle władali tym językiem – warto pytać o tę samą rzecz kilka razy – aż będziemy pewni, że wszystko jest jasne (ta zasada zresztą dotyczy każdej sprawy).

– Jeśli jest taka możliwość – czytaj regulaminy! 

Wiem – gdy nie znasz obcego języka – to może być problem – ale wtedy pytaj, pytaj – aż do zrozumienia! [Gdy jesteś w Polsce – pytaj o regulamin – powinieneś go dostać, czytaj umowę (sam – nie zdawaj się na doradcę, który przeważnie pracuję dla drugiej strony umowy). Jeśli nie rozumiesz tego co czytasz – idź do prawnika. Jego zadaniem jest pomóc Ci i wyjaśnić to co czytasz.]

Wiem, wiem co teraz powiesz. Polak mądry po szkodzie! 

Trochę się tak czułam – przez chwilę. A potem pomyślałam, że całe to doświadczenie było bezcenne i wiele nauczyło moje dzieci. Mnie zresztą też – ale bardziej odnośnie mentalności włoskiej 😉

Złożyłam reklamację online – czasu nie było na pisanie żali na kartce – tam na miejscu…

Teraz czekam na rozstrzygnięcie.

Jestem sceptyczna – ale zaczekam. Różne rzeczy mnie już zaskakiwały – pozytywnie również. Trzeba więc jeszcze chwilę zaczekać.

A Ciebie Drogi Czytelniku przestrzegam – i to wcale nie przed Włochami czy Rzymem.

Pamiętaj o moich wnioskach z tej włoskiej podróży, gdy będziesz zawierał jakąś umowę. 

  • Kieruj się zasadą ograniczonego zaufania!
  • Pamiętaj- pośpiech jest złym doradcą!
  • Postępuj rozważnie – analizując skutki swoich działań.
  • Pamiętaj o środkach odwoławczych!

Pozdrawiam Cię już w Warszawy!

***

Przeczytaj: Umowa o podział majątku.

Zapraszam Cię do śledzenia mojego profilu na Instagram! 🙂