Lubię podróżować. Najlepiej idą mi z przyjaciółkami – tzw. „babskie wyjazdy” ☺
Włóczymy się do upadłego, chłonąc każdy szczegół nowego miejsca, zwiedzamy, podziwiamy i jemy.
Ponieważ są to przeważnie krótkie wypady (każda z nas ma zobowiązania zawodowe i rodziny), staramy się by były to wycieczki częste i tanie. Organizujemy je zawsze same, a polega to na tym, że kupujemy najtańszy możliwy bilet (w tzw. tanich liniach lotniczych), a potem zastanawiamy się nad resztą. 😉
Poruszona pięknem świata, po jednej z takich podróży zapragnęłam pokazać uroki życia zagranicznego moim najstarszym dzieciom i …. rzuciłam pod koniec kwietnia wyzwanie:
Jak na świadectwach będą czerwone paski, to polecimy do Rzymu!
Wyzwanie było niczego sobie, bo:
- Oceny w kwietniu były dalekie od wzorowych …;
- Moja deklaracja o przyszłej podróży wynikała z faktu, iż znałam owe oceny, jak również ogólne nastawienie do nauki własnych dzieci;
- Entuzjazm wywołany właśnie odbytą podróżą przysłonił mi nieco zdroworozsądkowe myślenie 😉
- Dzieci miały chyba podwójną (zwiększoną) motywację, bo samolotem nigdy nie leciały.
I tak minęły dwa miesiące. Od czasu do czasu dzieci coś pobąkiwały o swoich staraniach o lepszą szkolną średnią. Życie jednak toczyło się tak jak zwykle. Moja czujność została uśpiona 😉
Aż któregoś czerwcowego popołudnia latorośle, wyjątkowo zgodnie, zapytały:
Mamo – no to kiedy lecimy do tego Rzymu? Czerwone paski na świadectwach będą!
No i tak w październiku znalazłam się z dziećmi w Rzymie. Bo ja słowa dotrzymuję ☺
Schemat podróżowania ten sam – tanie linie lotnicze – 3 dni zwiedzamy – powrót.
Nie wiem jak to możliwe, ale przeczołgałam dzieci przez Wieczne Miasto, pokazując im 2/3 z zakupionego wcześniej przewodnika. Nie do końca były zadowolone z tak intensywnej wycieczki – ale ja – matka moich dzieci – spełniłam swe zadanie! 😉
Wycieczka byłaby nawet tania i absolutnie miła, gdyby nie 50 euro kary, którą przyszło mi zapłacić ostatniego dnia.
Nie wiem czy wiesz, że w słonecznej Italii w pociągu przewoźnika Trenitalia kursuje ekspres z głównego dworca Rzymu – Roma Termini na lotnisko Fumicino.
Bilety na pociąg należy kupić, skasować i udać się do pojazdu, który zabiera podróżnych wprost na miejsce. Proste – prawda?
Zakup biletów jest bajecznie prosty – wprawdzie nie ma kasy i kasjera – bilety kupuje się w automatach. Przy każdym jednak automacie stoi obsługa i pomaga zagubionym podróżnym kupić właściwy bilet.
W moim zakupie asystowało nawet AŻ 2 osoby z obsługi. Państwo byli bardzo pomocni – zapytali mnie o to czy chcę płacić kartą czy gotówką, ile chcę biletów i w jakim wieku są dzieci. Pełen profesjonalizm – i to w angielskiej wersji językowej.
Bilety zostały nabyte, skasowane i wrzucone do plecaka.
Wsiedliśmy do pociągu, ów ruszył, a my po 30 minutach zostaliśmy poproszeni o pokazanie biletów. Kontrola.
No i tu skończyła się ta bardziej miła część historii.
Groźna włoska kontrolerka poprosiła o bilety i o dowody dzieci. I ciach! Nie mamy jednego biletu! Ona nie mówi po angielsku! 50 euro kary!
I nic nie pomogło tłumaczenie i opowieści historii o obsłudze, o braku profesjonalizmu, o tym, że przecież taki bilet mi wydano!
Liczyło się jedno – z regulaminu wynika, że do 12 roku życia dzieci podróżują za 0 euro, a następnie płacą tyle ile płaci dorosły. (Mój syn ma 13 lat).
A jeśli te duże nie mają biletów takich jak mieć powinny – ich rodzic płaci karę … plus cenę biletu.
Czasu nie było na dłuższe tłumaczenia, więc dziś jestem 50 euro na minusie. Mam poczucie włoskiej głupoty i obiecałam sobie, że następnym razem z obsługi pseudo profesjonalnej nie skorzystam!
Na samolot zdążyliśmy! ☺
Lekcje jakie wyciągnęliśmy z tej historii są następujące:
– Nie ufaj bezgranicznie „profesjonalnej obsłudze”, bo nigdy nie wiesz na ile ten „profesjonalizm” odpowiada rzeczywistości.
– Włosi nie znają angielskiego – a nawet jeśli by biegle władali tym językiem – warto pytać o tę samą rzecz kilka razy – aż będziemy pewni, że wszystko jest jasne (ta zasada zresztą dotyczy każdej sprawy).
– Jeśli jest taka możliwość – czytaj regulaminy!
Wiem – gdy nie znasz obcego języka – to może być problem – ale wtedy pytaj, pytaj – aż do zrozumienia! [Gdy jesteś w Polsce – pytaj o regulamin – powinieneś go dostać, czytaj umowę (sam – nie zdawaj się na doradcę, który przeważnie pracuję dla drugiej strony umowy). Jeśli nie rozumiesz tego co czytasz – idź do prawnika. Jego zadaniem jest pomóc Ci i wyjaśnić to co czytasz.]
Wiem, wiem co teraz powiesz. Polak mądry po szkodzie!
Trochę się tak czułam – przez chwilę. A potem pomyślałam, że całe to doświadczenie było bezcenne i wiele nauczyło moje dzieci. Mnie zresztą też – ale bardziej odnośnie mentalności włoskiej 😉
Złożyłam reklamację online – czasu nie było na pisanie żali na kartce – tam na miejscu…
Teraz czekam na rozstrzygnięcie.
Jestem sceptyczna – ale zaczekam. Różne rzeczy mnie już zaskakiwały – pozytywnie również. Trzeba więc jeszcze chwilę zaczekać.
A Ciebie Drogi Czytelniku przestrzegam – i to wcale nie przed Włochami czy Rzymem.
Pamiętaj o moich wnioskach z tej włoskiej podróży, gdy będziesz zawierał jakąś umowę.
- Kieruj się zasadą ograniczonego zaufania!
- Pamiętaj- pośpiech jest złym doradcą!
- Postępuj rozważnie – analizując skutki swoich działań.
- Pamiętaj o środkach odwoławczych!
Pozdrawiam Cię już w Warszawy!
***
Przeczytaj: Umowa o podział majątku.
Zapraszam Cię do śledzenia mojego profilu na Instagram! 🙂
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }