„… Pamiętam bardzo dobrze jak 3 może 4 lata temu byłam w Urzędzie i załatwiałam jakieś pierdy. Pani w okienku wypełniała pola w formularzu i się pyta…
– Ile osób w gospodarstwie domowym?
– W sumie 3.
Stuka powoli w klawiaturę komputera, którego lata świetności minęły wieki temu.
– Małoletnich ile?
– Dwoje.
Dwoje mruczy pod nosem i wklepuje.
– Samotna matka?
– Wolałabym samodzielna – Bąknęłam.
Pani poprawiła okulary na nosie, spojrzała na mnie ludzkim wzrokiem, wysiliła się na uśmiech, to i tak dużo jak na panią w urzędzie, i wróciła do stukania mozolnie w klawiaturę”.*
———————–
Przy okazji pewnej konferencji dotyczącej zagadnień związanych z rodziną, w której uczestniczyłam jakiś czas temu, wywiązała się dyskusja kuluarowa na temat tego jak lichy i pejoratywny jest „słownik” terminów okołorozstaniowych.
Dziwnie niewłaściwie brzmi bowiem aktualnie termin „samotna matka”. Źle odebrany może być także zwrot „niepełna rodzina”. Z kolei „rodzina pełna” w znaczeniu słownikowym jest terminem całkowicie nieadekwatnym do tego co za pełną rodzinę uznawane być powinno.
Zaskoczyła mnie dynamika owej dyskusji, bo nagle z drobnej wymiany zdań zrobiła się niemal burza!
Temat jest interesujący! Sama jestem ciekawa Twojego zdania – Drogi Czytelniku – co do tego jak to z tymi „nazwami” być powinno.
Rodzina pełna – to według słownika języka polskiego – rodzina składająca się z męża, żony i dzieci. Ale …
Czy rodzina składająca się z rodziców (nie-małżonków) i dzieci nie będzie również pełną rodziną?
Jak określimy tzw. rodziny patchworkowe?
Jest pewne określenie, ale czy właściwe… „Rodziny zrekonstruowane” ☹
Czy adekwatne i stosowne będzie powiedzenie dziecku wychowywanemu w związku „nietradycyjnym” ale przez obydwoje rodziców, że jest z rodziny niepełnej?
Jak poprawnie zdefiniować niepełną rodzinę?
Znowu, słownik wskazuje, że to taka rodzina, w której dziecko jest wychowywane przez jedną osobę, na której spoczywa odpowiedzialność za gospodarstwo domowe.
I tu znowu jest ale…
Bo przecież nijak się ma do takiej definicji niepełnej rodziny sytuacja wychowywania dziecka przez jednego rodzica, podczas gdy drugi rodzic wyjechał np. za pracą, przebywa długotrwale w szpitalu, czy jest za granicą.
A samotna matka?
Już dawno nie stosuję tego terminu. Jest rzeczywiście źle nacechowany i w pewien sposób stygmatyzuje kobiety, które w pojedynkę wychowują swoje dzieci.
Jest w tym określeniu jakiś ból, ciężar i niepotrzebna izolacja.
Czy naprawdę matka, która wychowuje dziecko bez ojca jest zawsze samotna?
Jakoś społecznie ją tak określiliśmy – że biedna, porzucona, nieporadna, bezsilna i zbolała to istota.
A tak przecież być nie powinno!
Trafnie zresztą o tej niezręczności określenia napisała Pani Anna Załoga:
„Nigdy nie lubiłam tego określenia, samotna matka. Co za debil je wymyślił? Wcale nie uważałam o sobie, że jestem samotna. Miałam dzieci to raz, dwa miałam pieseła i dwa chomiki, rodzinę bliższą i dalszą oraz przyjaciół. Wieczorami owszem brakowało drugiego dorosłego domownika w domu, aby zwyczajnie posiedzieć z kimś starszym wiekowo niż 8 lat, ale nie byłam samotna.”*
Bliższa jest mi więc matka samodzielna!
Chciałabym, by ta „samodzielność” była podziwiana, szanowana i chroniona.
O „samotnym ojcu” powiedzieć można by to samo. Jeśli mężczyzna wychowuje bez partnerki dziecko to jest w tym wychowywaniu – obiektywnie – samodzielny, a nie samotny!
Przyznam, że z wielką ostrożnością podchodzę do przytaczanych określeń.
Trochę z niechęci do idącego za nimi przekazu, a trochę z przekory – omijam je i zamiennie- jeśli taka koniczność istnieje – używam opisów lub terminów podobnych 😉
Wiem – nie można popaść w przesadę.
Możesz teraz powiedzieć, że może „pierwotny twórca” nie miał nic złego na myśli i nie warto robić z igły wideł.
Rozumiem, zgadzam się, ale – pamiętaj, że słowa mają wielką moc – o tym już nie raz pisałam – i czasem warto powiedzieć coś inaczej albo wcale, by było po prostu normalnie ☺
–
*Cytat pochodzi ze strony https://zrekonstruowani.pl/samotna-matka/. Zachęcam Cię do przeczytania wpisu tam zamieszczonego.
***
Koniecznie przeczytaj jeszcze:
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Szanowna Pani Mecenas, przepraszam rozumiem luźniejszy styl bloga czy „załatwiałam jakieś pierdy” to nie przesada? Pozdrawiam
Dziękuję za komentarz. Słowo „pierdy” jak zresztą cały fragment, w którym zostało użyte, jest cytatem, co zaznaczyłam – autorka tak właśnie się wyraziła opisując swoje doświadczenia związane z byciem „samotną matką”. Przyznam, że jak do tej pory, to jedyne „kontrowersyjne” słowo na tym blogu 😉 Mam nadzieję, że mój nieco lżejszy styl pisania nie zniechęci nikogo do lektury. Moją intencją jest poruszanie ważnych tematów, które czasem są kontrowersyjne, i które opisuje się różnymi słowami. Serdecznie pozdrawiam!
Proszę o wybaczenie, nie zauważyłem, że to cytat. Dobrego wieczoru, blog śledzę od początku.